2448

Niniejszym otwieram nową serię i nawet dam nowego taga, taka jestem! Odpalam długotrwałą pozycję „przychodzi baba do... dietetyka“. Enjoy!

Zacznę od tego, że pani jest brzydka, głupia, zła. Podła, okrutna i złośliwa. Po prostu niczego nie mogę zarzucić jej stylowi myślenia. Co mam zrobić z taką dietetyczką, hę? Na kogo zwalę, jeśli mi się nie uda? Czyja będzie wina? Może MOJA?!

Przychodzi baba do dietetyka i oczekuje, że ów ją osaczy, że powie:
- No, nareszcie, babo, przyszłaś. Jeszcze miesiąc i musiałabym pójść do ciebie, bo nie wlazłabyś sama po schodach!
Ale nie.
Dietetyk (czka) mówi, że takie cycki pewnie nie pomagają. (No, nie pomagają). Że ma pacjentów, którzy nie ćwiczą i chudną. Że jak pójdę z psami na niedługi spacer, to będzie po prostu cudownie, ale wcale nie oczekuje, że dam radę. Że faktycznie w moim przypadku ten kawał o tyciu od samego patrzenia to wcale nie kawał. Ale że to się da zmienić i damy radę.

Mówi, że fajna, dojrzała decyzja. Co prawda próbuje sprowadzić rozmowę na negatywne emocje związane z patrzeniem w lustro, ale po jakimś czasie orientuje się, że mam na to wywalone. Ja wiem, że kontakt ze mną to jest trauma, bo mnie zasadniczo wisi smętnym kalafiorem, co se państwo myśli. I sama też nie myślę o sobie źle, tylko plecy mnie bolą. Bolą mnie od bardzo dawna. I naddatek kilogramów za cholerę w tym nie pomaga. Stes i wielka dupa mnie wykańcza. Ogranicza. Męczy.

Na stres mi nie pomoże. Ja doskonale wiem, że nie mam na to wszystko wpływu, ale kiedy na moich oczach dzieje się ukochanym ludziom, to HELOŁ! – nie potrafię wyluzować. No, martwię się. Boję. Taka jest moja codzienność. Ale nie muszę być do tego gruba. Mogę się martwić niegruba. I może wtedy te plecy trochę mniej. Nie oczekuję, że całkiem, ale może trochę mniej.

Nie – no, serio. Nie mam w planie zostać trzciną na wietrze. Nie miewam takich ambicji, nigdy nie byłam, nie potrzebuję. Ale chcę trochę skupić się na sobie. Jak człowiek ciągle jest dla kogoś, to chce być też trochę dla siebie. I w tym wszystkim to jest mój sposób na bycie dla siebie.

Mówię, że fajnie, jak mi się uda w rok. Pani mówi, że w siedem miesięcy i to tylko dlatego, że planuje na zakładkę, jakby mi nie poszło. Że zasadniczo to ogarnę w pół roku. Teraz tylko muszę jej zapłacić, żeby przychodziła i biła mnie kijem. Bo czasem się troszkę w sobie zapadam i nic mi się nie chce. I żeby wtedy przyszła, i mi wtłukła. Koniecznie chcę podzielić się z nią tą myślą za tydzień.

Prezes nie pomaga, bo jest facetem i gdy słyszy słowo „dieta“, to natychmiast pragnie kupić mi ciastko. Dziesięć ciastek. I żebym nie wkurwiała.

Ale ufam, że Wy nie będziecie mi kupować ciastek.
Nie będziecie?

Komentarze

  1. Trzymam kciuki żeby się udało i żeby nie bolało!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie będę, nawet na ciastko nie spojrzę, żeby się z Tobą solidaryzować!

    OdpowiedzUsuń
  3. Zeby nie to, ze sama tez czuje parcie to bym nawet obiecala, ze sama wszystkie wyzre te ciastka, zeby nie kusily, takie poswiecenie by bylo. Ale nie moge, wiec wyzre tylko te co tu na przegladarce wlaza ;)
    Trzymam kciuki, zeby plecy odpuscily, bylam juz w tym miejscu - kiedy czlowiek nie marzy zeby przestal obolec tylko zeby mniej troche bolalo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Boliplec ma inne źródło, ale wielka dupa nie pomaga.

      Usuń
    2. No przesz nie bede trzymac kciuków za diete :) Zdazylam sie zorientowac ze jak sie autorka zaprze to dokona tego na co sie zaparla :), a poza tym po latach róznych diet wiem, ze cudze kciuki w niczym nie pomagaja, chyba ze sie je trzyma samemu bo wtedy ciezko widelcam i lycha wachlowac :)
      Boliplec od paru lat sie u mnie odczepil, a nie tesknie zanim wcale wiec i Tobie zycze zeby sie odczepil :) niezaleznie od genezy!!

      Usuń
    3. Niestety nie jestem tak wytrwała, jak mnie oceniasz. Gdyby tak było, nie stosowałabym teraz diety.

      Usuń
  4. Trzymam za Ciebie kciuki Kochana!

    OdpowiedzUsuń
  5. Chwalebna decyzja, zwłaszcza, ze kręgosłup ten tego. Nie kupie Ci ciastek, mogę smętnego kalafiora, żeby Ci zwisał ;)

    Jogi Pani próbowała? We wsi jest joga kręgosłupa w środy, nie wymagająca nadmiernych umiejętności, właściwie żadnych. Czasem bywam, co by kark i poślady rozluźnić ;)

    Ange76

    OdpowiedzUsuń
  6. A co ta dietetyk robi? Mówi co masz jeść? Czy co?
    Bo ja się zastanawiam czy bi mi dietetyk cokolwiek pomógł jak ja nie lubię jeść tego co odchudzający się jedzą: żadnego drobiu i ryb, bo są fuj! Wołowina jest jeszcze bardziej fu, a z wieprzowiny to ewentualnie schabowy i boczek a la czips...Byle nie za często.
    Warzywa są dobre, ale bez przesady nie avokado i nie oliwki. A w ogóle najlpsze są pierogi, kopytka, kluski wszelkiej maści ...
    Więc nie wiem czy jest na świecie dietety, który sprawi, że schudnę jedząć kluski.
    Stronka nowa szokuje, bo jest inna niż była, wszystko jest inaczej i jako osobnik z lekka aspergerowy czuję się zagrożona i zagubiona w tych nowościach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dietetyk robi, ale najpierw trzeba chcieć. Bo dietetyk to nie jest ekonom, który nahajem po białych plecach. Więc dopóki się nie chce, to się nie odchudza. Dokładnie jak z każdą inną rzeczą.

      Musiałam już zmienić ten layout, bo mi się tamtym odbijało. Ten jest maksymalnie uroszczony - biały i bezniczegowy. Oraz Zofia.

      Usuń
    2. tego się obawiałam...zawsze wiatr w oczy

      Usuń
  7. Trzymam kciuki. Ja próbowałam schudnąć z pomocą dietetyczki, ale trafiłam beznadziejnie (kobieta nie potrafiła sformułować poprawnie przepisu). Potem wykupiłam dietę przez internet i tu było lepiej, bo mogłam zamieniać nielubiane potrawy na inne, o podobnej wartości kalorycznej. Okazuje się jednak, że ja nie z tych, którzy potrafią z wyprzedzeniem zaplanować zakupy, odmierzać, ważyć i jeść pod dyktando. Postanowiłam radzić sobie sama. Wykluczyłam najbardziej kaloryczne rzeczy typu spaghetti carbonara i torcik czekoladowy, zmniejszyłam porcje i jadłam co 3 godziny. Niestety nasz metabolizm, żeby przyspieszyć potrzebuje ruchu. Nie znoszę ćwiczyć, biegać itp. Chodziłam codziennie na godzinne spacery, a właściwie marsze, bo tempo musi być szybkie. Nie byłam wcale głodna, a przez 3 miesiące zrzuciłam prawie 10 kg. Niestety zmiana pracy i inne okoliczności utrudniły chodzenie na spacery i sprawa się rypła. Ale teraz sytuacja się unormowała i wracam do spacerów. Jak ma się odpowiednie towarzystwo, to podwójna korzyść, bo jeszcze psychoterapię załatwiają:) Całkiem bez ruchu też się pewnie da, ale raz, że jest trudniej, a dwa - korzyści zdrowotne mniejsze. Więc polecam, tym bardziej, że mieszkasz w okolicy wręcz wymarzonej do spacerowania. No może w Kalifornii, przy plaży jest przyjemniej, ale ciągłe słońce też może się znudzić:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ruch pomaga przyspieszyć metabolizm, ale stosunek ruchu do diety to jakieś 20/80. A dużo pijesz? Bo metabolizm robi przede wszystkim woda. I nie herbata, kawa czy inne napoje, tylko woda (nie musi być tzw. sucha woda, może być z dodatkami, byle bez cukru).

      Usuń
  8. Nie można powiedzieć, że stosunek ruchu do diety to 20/80. Chudniemy wtedy, gdy zapotrzebowanie energetyczne organizmu jest wyższe niż ilość kalorii dostarczanych z jedzeniem (pomijam choroby metaboliczne). Czyli można ograniczyć się tylko do diety lub tylko zwiększyć wydatek energetyczny. Problem w tym, że to byłby uciążliwe i najlepiej połączyć jedno z drugim. Poza tym do naszego organizmu nie dotarło jeszcze, że od jakichś siedemdziesięciu lat żyjemy w dobrobycie. Ten głupek ciągle myśli, że mniej kalorii oznacza suszę a może zlodowacenie i trzeba przygotować się na ciężkie czasy spowalniając metabolizm. Więc bez kopa w tyłek się nie obejdzie:). A z wodą też nie całkiem tak. Oczywiście pić trzeba, ale picie ponad zapotrzebowanie, nic nie daje. Nasze organizmy są w stanie homeostazy (znowu za wyjątkiem poważnych chorób, które kwalifikują się do leczenia szpitalnego) i do procesów metabolicznych wszystkie komórki zużywają dokładnie tyle wody, ile potrzebują. Gdyby potrzebowały więcej pobierałyby więcej, a mniej byłoby wydalane z moczem.
    Chętnie wybrałabym się z tobą (i psami:) na spacer i pogadała o diecie i nie tylko. Bywam czasem w Imielinie, więc jeśli będziesz miała ochotę się przejść daj znać. I, jeśli nie znasz, przeczytaj koniecznie http://janinadaily.com/sport-to-wspaniala-przygoda-czyli-jak-odpadla-mi-noga/

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz